Otworzyłam oczy. Jestem... W swoim pokoju... Ale... Wszystko jest takie
rozmazane. Jakim prawem ja jeszcze żyję? Nad sobą widziałam...
Wszystkich nauczycieli... Oraz... Nie tylko ich. Jeszcze Koral.
- Budzi się... - powiedział Javier. To jakiś koszmar... Gdy na niego
spojrzałam... Matko! To młody facet, a mi się przewidziało, że to ten
paskudny baobab! Espi zauważyła strach w moich oczach i odepchnęła go.
- Koral i Arwena mówiły już co się stało. Jak się czujesz? - spytała poważnie dyrektorka.
- Nie wiem... - odparłam z bezsensem w głosie.
- Było się nie popisywać. - mruknęła Kerr. Ignorowałam ją jednak jak zawsze. Jest mi obojętna. Jest gorszą jędzą ode mnie.
- Koral... - szepnęłam.
- Tak...?
- Czemu ja żyję?
- Bo cię uratowaliśmy. - odparła elfica.
- Co z baobabem? - kontynuowałam słabym głosem.
- Zgniotłam go. Ale najpierw zmniejszyłam...
Westchnęłam.
- Ja sama uważam, że lepiej by było, gdybym zginęła. Taka jest prawda.
Zawsze wprowadzam tylko niepokój i złość. Tak jest od zawsze. Gdy tyko
ktoś mnie widzi omija mnie szerokim łukiem... Albo wstępuje na drogę
zepsucia. Przepraszam Koral... - powiedziałam, a z moich oczu popłynęły
łzy.
( Koral? Obudziłam się jak widzisz i jest bardzo łzawo... )
( Koral? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.