Usłyszałam lekki hałas. Przetarłam oczy.
- Wychodzisz? - zapytałam Jessici
Nie usłyszałam odpowiedzi. Wstałam więc z fotela i spojrzałam na łóżko
Jesy. Nie mogła wychodzić skoro ciągle spała. Rozejrzałam się po
mieszkaniu. Nie było tu nic co mogło stworzyć hałas.
- Pewnie ryba uderzyła o szkoło, bezmyślne zwierzęta...
Wstałam i się rozciągnęłam. Szybko skierowałam wzrok na jedną ze ścian
mieszkania. Odetchnęłam z ulgą - stał tam łuk. Podeszłam do niego i
ukucnęłam.
- Kocham cię tato..- szepnęłam
Wstałam i odwróciłam się. Przy moim fotelu (a jednocześnie łóżku) leżała
koperta. Podeszłam bliżej przyglądając się jej z zaciekawieniem. Ten
przypieczętowany, kremowo - biały skrawek papieru w gruncie rzeczy nie
wydawał się niczym specjalnym. Schyliłam się po kopertę. Jednym trudem
ją rozdarłam. W środku znajdowała się kolejna kartka. Tym razem chyba
perfumowana, albo coś tu pachnie. Rzuciłam rozdartą kopertę za siebie i
otworzyłam list. Czytałam powoli, tłumacząc sobie każde słowo, aby
niczego nie pominąć.
- ...Zostaniecie podzieleni na trzy grupy: Miecze, Topory oraz Łuki... -
przeczytałam - Na pewno jestem w Łukach - uśmiechnęłam się do siebie
Po przeczytaniu listu odwróciłam kartkę na drugą stronę. Był tam spis
uczennic. Przy imionach widniała nazwa drużyny do której należała.
Przejechałam palcem po liście.
- Ashe... - przeczytałam
Spojrzałam na nazwę drużyny. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na to jeszcze
raz. Tak, tam na prawdę było napisane "Miecze". Opadłam na ziemię,
schowałam twarz w kolanach (jak to brzmi...). Podniosłam głowę i
spojrzałam na łuk. Byłam pewna, że będę w Łukach.
- Lepsze to niż Topory... - szepnęłam próbując znaleźć w tym coś pozytywnego
Mama zawsze mi powtarzała: "Jeżeli czujesz, że jesteś w tragicznej
sytuacji, to spróbuj znaleźć w tym coś pozytywnego". I jakoś działa. Jak
już wydaje się, że sprawa jest beznadziejna i nie ma w niej nic dobrego
to myślę "Przynajmniej jeszcze żyję". Zawsze działa.
Rzuciłam list na podłogę, założyłam pelerynę i wypłynęłam na zewnątrz.
Powitał mnie chłodny podmuch. W połączeniu z równie zimną wodą nie jest
to miłe. Przeszył mnie dreszcz.
Otrząsnęłam się i pobiegłam do Espí. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi Kerr.
- Dziecko! Co ty tu robisz o tak wczesnej porze?! Nawet 8 nie ma! - krzyknęła
- Mogłabym pani zadać takie samo pytanie. - spojrzałam na nią z uśmieszkiem
- Kolejna! - przewróciła oczami
- Tak... Jakbym miała na czym latać to tez bym zrobiła coś... um... złego.
- Mój smok jest twój... - powiedziała z zażenowaniem
Spojrzałam na nią z przebłyskiem w oczach.
- Co się tak cieszysz?
- Nie, nic... - uśmiechnęłam się niewinnie - Jest dyrektorka?
- Stoi za tobą - powiedziała Kerr i zamknęła drzwi
Odwróciłam się.
- O co chodzi Ashe?
- Dlaczego jestem w Mieczach?!
- Drużyny były losowane...
- Ja powinnam być w Łukach!
- ...i nie da się ich zmienić. - uśmiechnęła się
Chwilami Espí przypominała mi dobroduszną matkę.
- Na prawdę się nie da? - zapytałam z odrobiną nadziei
- Na prawdę. - rozpłynęła się w powietrzu
Nadzieja zniknęła, a ja stałam sama w przemoczonych ubraniach, w ten wietrzny dzień. W dodatku przed domem nauczycieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.