Zwijałam się na ziemi z bólu. Tym razem spadłam z dużej wysokości z o wiele większą siłą.
- Ratunku... - jęknęłam - ...Gdzie Espi? Przecież łatwo można zauważyć taką walkę...
Kątem oka zobaczyłam, jak Arwena atakuje baobab kulami ognia. A... Koral biegnie do mnie, chociaż... Ja byłam dla niej zawsze taka wredna i okropna... A może lepiej, gdyby mnie nie ratowali? Zginęłabym i byłoby po wszystkim? Na razie spróbowałam się podźwignąć na rękach. Tyle tylko, że wtedy zaczęło mi się kręcić w głowie, i spostrzegłam, że krew mi cieknie z ust...
- Holera... - jęknęłam wściekła. Koral była już ze mną.
- Yami! Nic ci nie jest?! - spytała. Ja odwróciłam wzrok w jej stronę nic nie mówiąc. Widząc, że krwawię, Koral wystraszyła się. A jeszcze bardziej zszokowało ją moje zachowanie. Nagle gwałtownie poderwałam się i zaczęłam szarpać ją za rękawy pytając histerycznie czy zginę...
- Koral! Ja zginę! Prawda?!!! Ja walnęłam o ziemię! Z takiej wysokości! JA ZGINĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘE!!! - wrzeszczałam z trudem, bo mój oddech był urywany...
- Nie mów tak! - powiedziała Koral - Uspokój się, proszę!
- Koral! Ja za wszystko przepraszam! Nie moja wina, że taka jestem! Przepraszam!!! - mówiłam dalej wstrząsana przez spazmatyczny płacz. Wreszcie zastygłam w miejscu.
- Yami... L...Lepiej...? - spytała Koral.
Ale mi wcale nie było lepiej. Zrobiło mi się słabo i bezsilnie opadłam na ziemię tracąc przytomność...
( Koral? To się zmienia w jakiś horror *_* )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.