Dwie postacie w kapturach podeszły do krat tak blisko, że gdybym chciała mogłabym uderzyć jedno z nich pięścią w twarz.
Nagle jedna postać podeszła jeszcze bliżej, jakby chciała przecisnąć się przez kraty. Przełożyła przez nie dłoń i zagrzechotała mi nad głową kluczami.
- Chcecie je, prawda?- rozległ się kobiecy głos przepełniony... dziwnym uczuciem. Jakby cieszyła się widząc, że cierpimy.
Zamachnęłam się ręką leniwie, ale nic to nie dało. Tak jak zwykle zdążyła zabrać dłoń.
Zrzuciła kaptur, a ja ujrzałam tą krzywą, uśmiechniętą buźkę Kerr.
- Ty... Glizdo!- usłyszałam głos oburzonej Buruani.
Uciszyłam ją gestem ręki.
- Spokojnie- nadal leżałam na plecach. Odwróciłam lekko głowę, w stronę nauczycielki- Och, Kerr... kiedy Ci się to znudzi?- spytałam znużonym tonem.
Z doświadczenia wiedziałam, że złość, smutek i krzyki nic nie zdziałają. W ten sposób można tylko jej pokazać, że osiągnęła to co chciała. Ale pokazując jej, że jestem znudzona i nie chce mi się jej dłużej oglądać, dałam jej do zrozumienia, że mało mnie obchodzi, co ona mówi, czy robi.
- Och! Chyba nigdy moja droga!- zdenerwowała się.
- Kochanie, spokojnie- druga postać zrzuciła kaptur.
- Tak wiem, Javier, wybacz- ich usta złączyły się w krótkim pocałunku.
Przewróciłam oczami nie chcąc ich oglądać.
- No już! Koniec przedstawienia!- krzyknęłam.
- Coś ci nie pasuje?- ofuknęła mnie Kerr.
Włożyłam tyle siły ile się dało, w to by jak najbardziej ogrzać kamyczek, który unosił się nad moją dłonią. W jednej chwili zmienił się w ciekły ogień, lawę, jeszcze bardziej parzącą niż cokolwiek co istnieje.
Wstałam starając się kierować wszystkie moje złe uczucia na kamyczku, co czyniło go jeszcze cieplejszym.
- No, co?- odezwała się Kerr- Zdenerwowałaś się, co dzie...- nie skończyła, bo cisnęłam jej w twarz tym, co miałam pod ręką- Aach! Moja twarz!- krzyczała.
Spojrzałam na dziewczyny. Na ich twarzach mały się blade uśmiechy, ale ja patrzyłam na to nie wzruszona!
- Spokojnie, Kerr... Wszytko będzie dobrze...- Javier próbował odlepić od jej policzka zastygającą już "maskę".
- Dobrze?! DOBRZE!?
W końcu zlitowałam się nad nauczycielką i używając swojej mocy znowu rozgrzałam kamień.
- Aaach! CO TY ROBISZ, JĘDZO!!- krzyknęła.
- Ratuję twoją "śliczną buźkę".
"Ukształtowałam" ranę tak by, kiedy się zagoi nie było różnicy w jej wyglądzie i odsunęłam od niej kamień.
- Ty... ty...- słowo którego później użyła... Ponieważ jestem kulturalna, nie wymawiam i nie piszę takich słów.
Zaczęli odchodzić kiedy krzyknęłam.
- Te, Kerr!
Odwróciła się.
- Mam nadzieję, że nauczyłaś się, że za mną nie wolno zadzierać- uśmiechnęłam się chytrze.
Znów się położyłam i podniosłam kolejny kamień.
< Buruani, Rose? Jesteście w szoku? ;)>