Wiedziałam, że mogłam się wykłócać, ale co by to dało?
Położyłam się na ziemi i podrzuciłam kolejny kamyczek, który zabłysnął gorącym blaskiem i zawisnął w powietrzu w postaci lawy.
Wykonując różne ruchy dłonią w powietrzu zaczęłam formować lawę w różna kształty. Kwiatek, kwadrat, chatkę, twarze, szklankę z latte... kiedy Buruani oświadczyła:
- Jest. Gotowe.
Uniosłam się na łokciach i pozwoliłam lawie, ogrzewającej lawendę wystygnąć.
Wstałam.
< Buruani?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.