Wzięłam delikatnie roślinkę i szybko zwinęłam w pęczek cienkim
sznurkiem. Potem dotknęłam czubkiem lawy tak, że się zapaliła. Po chwili
zgasiłam płomyk. Z szałwii zaczął się unosić pachnący dym.
- Teraz muszę nas i to miejsce okadzić. Będziemy odcięci od złych
duchów, ale prawdopodobnie podziała to tylko około tygodnia. –
powiedziałam chodząc po celi i wachlując wszystko szałwią. Słyszałam
krzyki złych zbłąkanych dusz, kiedy uciekały. Wzdrygnęłam się. Kiedy Już
było gotowe, połowa szałwii spaliła się. Zgasiłam ją całkowicie i
położyłam koło ściany. Potem usiadłam w kącie.
- Już… - szepnęłam. Nagle usłyszałam kroki i zesztywniałam. – Ktoś tu idzie.
<Marimar, Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.